Nowy Jork wciąż nie doszedł do siebie po ataku huraganu Sandy. Żywioł, który dwa tygodnie temu uderzył we Wschodnie Wybrzeże USA, pozbawił domów tysiące ludzi i pozostawił po sobie Badania przeprowadzone na uniwersytetach Rutgersa i Texas A&M potwierdziły, że świeże kwiaty w miejscu pracy poprawiają interakcje społeczne oraz kreatywność, a także mogą zwiększyć liczbę generowanych pomysłów o 15%. Kwiaty działają jeszcze skuteczniej, kiedy są bezpośrednio wręczane pracownikom. Według naukowców po Intrepid Sea, Air & Space Museum. Mówiąc o najlepszych muzeach Nowego Jorku, często pomija się tę pozycję. Tymczasem Intrepid zasługuje na miano jednej z największych atrakcji Wielkiego Jabłka. Muzeum powstało w 1982 r. na emerytowanym, legendarnym lotniskowcu Intrepid. Na okręcie można zobaczyć samoloty bojowe, ponaddźwiękowy Prezydent przyjął przysięgę od premiera i ministrów. przez Zespół 300Gospodarki 27 listopada 2023. Prezydent Andrzej Duda powołał nowy rząd Mateusza Morawieckiego. Teraz nowo utworzony gabinet ma dwa tygodnie na uzyskanie wotum zaufania w Sejmie. Powołanie rządu Morawieckiego to realizacja tzw. pierwszego kroku konstytucyjnego Wprost / Wiadomości / Polityka. Mateusz Morawiecki powołał nowy rząd. Znamy pełny skład. Dodano: dzisiaj 17:05. Powołany na stanowisko premiera Mateusz Morawiecki (P) i prezydent RP Andrzej lengkapilah skema proses spermatogenesis berikut ini kelas 9. Kategorie: rekinyrekinUSAataki na ludziNowy Jork Rekiny są w tym roku dużo bardziej agresywne. Zgłoszono już piąty atak rekinów w ciągu dwóch tygodni u wybrzeży Long Island. Do ostatniego z nich doszło do niego w tą środę. Ofiarą jest 49-letni mężczyzna z Arizony, który - jak podała policja w Suffolk - został ugryziony przez rekina krótko po 18:00 na plaży Seaview. Mężczyzna „stał po pas w wodzie, kiedy rekin podpłynął od tyłu i ugryzł go w lewy nadgarstek i pośladki” – podała policja w oświadczeniu. Mężczyzna był w stanie wydostać się z wody i został przetransportowany helikopterem policji hrabstwa Suffolk do szpitala uniwersyteckiego Stony Brook z obrażeniami nie zagrażającymi życiu. Atak ma miejsce prawie 12 godzin po tym, jak surfer został ugryziony przez rekina około godziny 7:45 w środę w pobliżu plaży Smith Point, poinformowali urzędnicy hrabstwa Suffolk. Ocena: 3314 odsłon Wakacje w Meksyku były zupełnie inne niż nasze typowe wyjazdy. Nic dziwnego – zabrałam na nie moich rodziców, a właściwie… to oni zabrali mnie. Planując ten wypad, musiałam mieć z tyłu głowy wszystko, co wiąże się z powyższym – mniej ganiania, więcej relaksu, a przede wszystkim troska o bezpieczeństwo moich bliskich. A przy tym, nie mogłam nie wcisnąć tam swoich trzech groszy. Tak właśnie powstał plan na jukatański road trip: 2 tygodnie pełne pięknych plaż i podążania śladami Majów; miks relaksu i eksplorowania miejsc, które oferuje półwysep. Ciekawi, co znalazło się w naszym programie? Zapnijcie pasy. Jukatan w dwa tygodnie – gotowy plan podróży 1. Cancún [1 noc] Jeśli wybieracie się na Jukatan, najprawdopodobniej wylądujecie właśnie w Cancún, na samym skraju półwyspu – tam, gdzie kwitnie amerykańska turystyka, a europejskie tyłki smażą się na plaży w hotelowej części miasta. W Cancún możesz odpocząć, poimprezować lub tak jak my – przenocować po męczącym locie i wyruszyć w dalszą drogę. Gdzie spać w Cancún? Z racji tego, że w Cancún spędziliśmy jakieś +/- 12 godzin (w tym większość czasu w łóżku), postawiłam na prosty guest house, oddalony o zaledwie kilka kilometrów od lotniska. Wybór padł na Villa Airport B&B – ekonomiczny, z wygodnym łóżkiem i śniadaniem w cenie. 2. Tulum [3 noce] Ach, to Tulum! Ile ja się naczytałam o tym mieście: że przepiękne, klimatyczne; że zepsute turystyką, insta- smoothie bowlem i śmierdzące przez inwazję glonów, które okupują plaże. Nigdyś mekka backpackerów, dzisiaj kipi przepychem pełne luksusowych cabañas z widokiem na spokojne, karaibskie fale. Mam wrażenie, że do Tulum przyjeżdża się po trzy rzeczy: nocleg w domku na plaży, pyszne tacos i to zdjęcie ze Świątynią Boga Wiatru. Co warto zrobić w Tulum? odwiedzić ruiny Majów,zanurkować w Gran Cenote,odkryć na rowerze zakamarki miasta. Gdzie spać w Tulum? Tulum dzieli się na trzy strefy: zona hotelera przy prywatnej i publicznej plaży – to tutaj znajdują się najlepsze i najdroższe hotele (z Azulik na czele), ville, beach cluby i stylowe knajpki,Tulum pueblo – właściwa część miasta z główną ulicą, wokół której skupione są małe, lokalne restauracje, kolorowe hostele i sklepiki z rękodziełem,Aldea Zama– nowoczesna dzielnica wciśnięta między plażę a miasto; systematycznie rozwijana o kolejne, zjawiskowe condominia z basenami na dachach i wynajmem w (jeszcze) zupełnie nietulumowych cenach. Długo szukałam miejsca, które byłoby stosunkowo tanie, a przy tym pozwoliło nam liznąć odrobinę luksusu i wypocząć w prawdziwie królewskim stylu. Tak trafiłam na Querido Tulum w Aldea Zama – mieszkanie, które wspólnie okrzyknęliśmy najlepszym lokum całego tripu. Źródło: Airbnb 3. Akumal Akumal to niewielkie miasteczko położone między Tulum a Playa del Carmen. To w tym rejonie można spotkać karaibskie żółwie, które w poszukiwaniu ulubionej trawy podpływają aż pod samą plażę. Ostatnie lata przyniosły wiele zmian w rezerwacie: płatne wejście, specjalnie wytyczone strefy do pływania z przewodnikiem i dzienne ograniczenia w liczbie ludzi, którzy mogą uczestniczyć w tej atrakcji. Miło wspominam to snorkowanie – widzieliśmy z 5 żółwi i dwie płaszczki, które lawirowały nam pod nogami. Niemniej, gdybym była sama, zaryzykowałabym i szukała żółwi bez pomocy przewodnika ;) 4. Bacalar [2 noce] Bacalar jest perełką w rejonie Quintana Roo, miasteczkiem skrytym w cieniu Tulum, gdzie wciąż nie dociera wielu ludzi. Ulokowane nad zjawiskową Laguną Siedmiu Kolorów, stało się moim must’em, gdy tylko pierwszy raz usłyszałam o tym miejscu. Bacalar zachwyci wszystkich, który cenią leniwy, niespieszny wypoczynek, amatorów sportów wodnych i osoby, które – tak jak ja! – wielbią guacamole. Co warto zrobić w Bacalar? wybrać się na paddleboarding podczas wschodu słońca,przepłynąć kajakiem lagunę na wskroś,nasmarować się błotkiem w Kanale Piratów. Gdzie spać w Bacalar? Nieograniczony dostęp do laguny zapewniają tylko hotele położone tuż nad samą wodą – drogie kompleksy, ale także świetne, bardziej ekonomiczne hostele. Wysokimi ocenami cieszy się np. hostel The Yak Lake House. Trafiliśmy tam przez przypadek, szukając kajaków, a znaleźliśmy klimatyczne, studenckie miejsce z Margaritą w doskonałej cenie. Dobrą lokalizacją na nocleg w Bacalar jest również centrum miasta. Nasz apartament Suite Africanos przy głównym placu wynajęliśmy przez Airbnb – mieszkanie urządzone ze smakiem, nieco hałaśliwe nocą. Źródło: Airbnb 5. Ruiny Calakmul [1 noc] Mój prywatny numer jeden wśród pozostałości po cywilizacji Majów. Mówi się, że to jedno z najbardziej niedostępnych stanowisk archeologicznych na Jukatanie. Nic dziwnego – do ruin prowadzi 2-godzinna dziurowa droga, która przecina nieprzebrane połacie dżungli. Na jej końcu czekają ogromne świątynie, po których wciąż – w odróżnieniu od słynnej Chichén Itzá – można się wspinać. Gdzie spać w okolicy Calakmul? Najlepszym sposobem na zwiedzenie biosfery Calakmul jest zatrzymanie się w jednym z pobliskich miasteczek. Naszym miejscem wypadowym stał się Xpujil, oddalony o ok. 40 minut jazdy do wejścia do parku (+ kolejne 2 godziny do ruin). W Xpujil wybraliśmy prosty, ale czysty i przyjemny Hotel Villa Calakmul, idealny na 1 noc. 6. Mahahual [1 noc] W drodze z powrotem na północ wróciliśmy na plażę – do niewielkiego Mahahual i najpiękniejszych odcieni turkusu, którymi mieniła się woda. Mahahual jest ważnym punktem na mapie ogromnych, amerykańskich promów. To wokół nich kręci się całe życie w mieście, od momentu przybicia do brzegu do zachodu słońca i powrotu turystów na pokład statku. Nie zmienia to jednak faktu, że Mahahual jest świetnym miejscem do spróbowania snorklingu i nurkowania z butlą. Zaledwie kilkaset metrów od brzegu rozciąga się rafa koralowa, dom dla tysięcy kolorowych rybek i żółwi. To tutaj po raz pierwszy założyłam na plecy butlę i zeszłam 10-12 metrów pod powierzchnię wody. Wow! Gdzie spać w Mahahual? Im dalej od portu, tym spokojniej i mniej ludzi z promu. Na jedną noc w Mahahual zatrzymaliśmy się w Hotel Blue Reef i… żałuję, że nie mogliśmy spędzić tam więcej czasu! Piękny apartament z kuchnią i tarasem z widokiem na morze, basen na dachu i beach bar do dyspozycji gości – czego można chcieć więcej od leniwych wakacji? Źródło: Booking 7. Valladolid [3 noce] Po odpoczynku na plaży przyszedł czas na odrobinę miejskich wakacji. Valladolid jest klimatycznym, kolonialnym miasteczkiem położonym w samym sercu Jukatanu. Zabudowany niskimi domkami w pastelowych barwach, wypełniony historią i tradycją, Valladolid stanowi doskonałą bazę wypadową do pobliskich cenotes i najważniejszych ruin Majów. Co warto zrobić w Valladolid? odwiedzić cenotę Zaci w centrum miasta,obejrzeć nocny pokaz świateł i dźwięków na murach klasztoru San Bernardino,przespacerować się ulicą Calzada de los frailes,zejść pod ziemię i zobaczyć słynne cenotes: Suytun, Xkeken i Samula. Gdzie spać w Valladolid? W centrum miasta! Bardzo dobrze oceniam nasz pobyt w Casa Daniels, ulokowanej zaledwie kilka przecznic od głównego placu, cenote Zaci i klasztoru San Bernardino. Na terenie guest house’u znajduje się basen i piękny ogród, gdzie każdego ranka serwowano nam śniadanie. Źródło: Booking 8. Ruiny Chichén Itzá Być na Jukatanie i nie zobaczyć jednego z siedmiu nowych cudów świata? To się nie widzi! To prawda – piramida Kukulcana w Chichén Itzá jest imponująca, ale w jej cieniu kryją się tysiące kramów, stoisk, sprzedawców przekrzykujących się w dziesiątkach języków, tłumy turystów i cena za wejście, która w ostatnich latach mocno poszybowała w górę. Opuściłam to miejsce z poczuciem, że – jak na mój gust – trochę to wszystko jest przereklamowane. 9. Isla Holbox [3 noce] To było idealnie zakończenie tych wakacji: dużo plażowania, dużo krewetek i dużo drinków. Polubiłam Holbox za luz, nieśpieszne tempo i vibe małego, nadmorskiego miasteczka. Wyspa Holbox największe oblężenie przeżywa w okresie czerwiec-wrzesień, kiedy rejony te nawiedzają ogromne rekiny wielorybie, a poza tym… jest niepozornym rajem, którego nie dosięgły jeszcze szpony masowej turystyki. Co warto zrobić na wyspie Holbox? wypocząć na hamaku na Punta Cocos,spędzić ranek, spacerując po piaskowych wysepkach na Punta Mosquito,odkryć zjawisko bioluminescencji. Gdzie spać na wyspie Holbox? Swój wymarzony zakątek znalazłam na zachodzie Holbox, pomiędzy centrum a Punta Cocos, prawdopodobnie najpiękniejszym miejscem na wyspie. Casa Blat-ha, oddalona o 100 m od plaży, dała mi wszystko, czego potrzebowałam podczas tych kilku dni – trochę komfortu, trochę morskiej bryzy i szopy pracze, które nocą zakradały się aż pod nasz taras. Źródło: Booking Taki był ten nasz Meksyk: niezbyt intensywny, nastawiony na powolne smakowanie i rozkoszowanie się wakacjami po drugiej stronie oceanu; a przy tym doprawiony ciekawością i odkrywaniem tajemnic, które kryją się za zasłoną innego, całkiem odległego świata. M. Przełom czerwca i lipca spędziliśmy po raz kolejny w Stanach Zjednoczonych. Postanowiliśmy wrócić na zachód i uzupełnić naszą „mapę” o kolejne miejsca w rejonie Arizona/Utah. Te, na które dotąd zabrakło czasu, a które bardzo chcieliśmy zobaczyć. Nasza podróż zaczęła się od Warszawy, skąd polecieliśmy do Nowego Jorku. Tam spędziliśmy dwa dni i przelecieliśmy do Las Vegas, gdzie czekało na nas wynajęte auto. Następnie nim wyruszyliśmy na dwutygodniowy objazd po parkach narodowych i stanowych. Wróciliśmy do Vegas, zostawiliśmy samochód, przelecieliśmy z powrotem do Nowego Jorku, gdzie spędziliśmy trzy dni. Odwiedziliśmy także pobliską Filadelfię. Tak po krótce wyglądała nasza podróż. A bardziej szczegółowiej? Odwiedziliśmy 7 parków narodowych: Death Valley NPGrand Canyon NPCanyonlands NPArches NPCapitol Reef NPBryce Canyon NPZion NP oraz 7 parków stanowych i prywatnych i innych miejsc widokowych: Meteor Crater Horseshoe BendAntelope Canyon XMonument ValleyGoosenecks SPDead Horse Point SPEscalante Petrified Forest SP Byliśmy w trzech dużych miastach: Nowym Jorku, Las Vegas i Filadelfii. Odwiedziliśmy kilka mniejszych, uroczych miejscowości: Sedona, Flagstaff, Jerome, Moab, Torrey. Przejechaliśmy kawałek słynnej Route 66 z niezwykłymi „ghost towns”: Nelson, Kingman, Seligman. Widzieliśmy petroglify, skamieniałe drzewa, tropy dinozaurów, kąpaliśmy się w górskim strumieniu, przeżyliśmy ulewę w Dolinie Śmierci (sic!), dotykaliśmy prawdziwego meteorytu, byliśmy na musicalu na Broadwayu i na show w Vegas, oglądaliśmy jeden z największych pokazów fajerwerków na świecie. Przeszliśmy setki kilometrów na nogach i przejechaliśmy tysiące samochodem. Widzieliśmy dzikie zwierzęta, piękne ptaki, w tym kolibry i kondora kalifornijskiego. Oglądaliśmy oszałamiające wschody i zachody słońca. Odpoczywaliśmy w przyjemnych hotelach, jedliśmy miejscowe przysmaki, wyszukiwaliśmy nietuzinkowe pamiątki w sklepikach i na straganach. Na wszystko znalazł się czas. Wróciliśmy zmęczeni, ale zachwyceni przyrodą zachodnich stanów USA. Te setki kilometrów niezamieszkałych, niezurbanizowanych terenów, dzikiej przyrody i pejzaży jak nie z tego świata są oszałamiające i nie pozwalają o sobie zapomnieć. Chciałoby się znów tam wrócić, choć ledwo opuściliśmy te miejsca… Jak zawsze w Stanach, podróżowało nam się znakomicie. Było bezpiecznie, spokojnie, cały plan udało nam się zrealizować (poza jednym parkiem stanowym, którego część została zamknięta dla zwiedzających ze względu na upały). A teraz będę po kolei pokazywała wam te piękne miejsca :) Przypominam o naszym profilu na Facebooku i Instagramie – jest tam jeszcze więcej nas i naszych podróży. Poleć: „Nie wiedziałam kompletnie czego spodziewać się po Nowym Jorku. Wcześniej spędziłam tylko 3 tygodnie w Kalifornii i wydawało mi się, że wszyscy w Stanach są “podekscytowani” byle czym. Trochę się tego obawiałam, gdyż sama najczęściej przedstawiam się jako “Grumpy Cat”. Nowy Jork jest jednak trochę inny. Tuż po przyjeździe, na lotnisku, obładowana walizkami podążałam za taksówkarzem. Zatrzymałam się na przejściu dla pieszych. Czerwone światło. Taksówkarz poszedł dalej, nie zauważając nawet, że mnie zgubił. Wrócił po mnie po chwili, pytając, co się stało. Kompletnie nie rozumiał, że można czekać na światło na przejściu dla pieszych. :)” – o życiu i pracy w Stanach Zjednoczonych oraz o realizowaniu swojego American Dream opowiada Agata Cieplik – miłośniczka podróży, motocykli,autorka bloga Cieplik Podróżuje. Kobieta, która pokochała IT, została programistką i aktualnie pracuje w i początki przygody w Stanach Zjednoczonych. 1. Od listopada 2016 realizujesz swój „American dream” – mieszkasz i pracujesz w Nowym Jorku. Jaka kryje się za tym historia? W 2011 rozpoczęłam studia na MIMie (Wydział Matematyki, Informatyki i Mechaniki na Uniwersytecie Warszawskim), kierunek informatyka. Wielu moich znajomych wyjeżdżało na staże zagraniczne, sama też spędziłam wakacje w Londynie, pracując w Google’u. Nie wiązałam swojej przyszłości z wyjazdem – szczerze mówiąc przez lata mówiłam, że nie chciałabym wyjechać z Polski. Pewnego dnia dostałam wiadomość od rekruterów z Dropboxa. Jak się okazało, znajomy ze studiów był tam na praktykach i polecił mnie (a także kilka/kilkanaście innych osób). Uznałam, że warto spróbować – nic w końcu nie tracę, a mogę tylko zyskać! W listopadzie 2015 roku pojechałam do Stanów na zaproszenie Dropboxa, na tzw. “onsite interview” i przyznam szczerze, że pokochałam tę firmę! Moje wcześniejsze doświadczenia (szczególnie jeśli chodzi o interview process w Google’u) były takie sobie. Dropbox kompletnie to odczarował. A potem dostałam ofertę. Spróbowałam. Staraliśmy się o wizę i udało się (chociaż przez długi czas nie mogłam w to uwierzyć). I tak niemalże rok po mojej pierwszej wizycie w Ameryce, przyjechałam do Nowego Jorku… 2. Na Twoim blogu przeczytaliśmy, że od momentu otrzymania oferty pracy do rozpoczęcia pracy upłynęło aż 8 miesięcy! Jak to możliwe? Czy możesz opowiedzieć o tym, jakie formalności musiałaś załatwić przed rozpoczęciem swojej przygody w Stanach? Ofertę otrzymałam na początku 2016 roku. Początek roku kalendarzowego to w pewnym sensie ostatni dzwonek dla osób chcących starać się o wizę H1B (dla wykwalifikowanych pracowników). Wiza przyznawana jest za pośrednictwem loterii, stąd też nie wiązałam z tym dużych nadziei – szanse na bycie wylosowanym to jakieś… 30%? Przez pierwsze miesiące 2016 współpracowałam z prawnikami, których zapewniła firma i pracowaliśmy nad moją aplikacją wizową. Musiałam dostarczyć mnóstwo materiałów, przede wszystkim potwierdzić moje wykształcenie, łącznie z wyciągiem ocen ze studiów itd. W międzyczasie, oni szukali kogoś, kto po amerykańskiej stronie potwierdzi moje wykształcenie – moje oceny, transkrypt, wyciąg przedmiotów zostały przejrzane przez profesora, który potwierdził, że moje wykształcenie zdobyte w Polsce jest równoważne amerykańskiemu bachelor (w tamtym czasie było to 3 lata licencjatu i rok magisterki). Wszystko po to, żeby spełnić wymogi formalne na wizę H1B. Aplikację złożyliśmy 1 kwietnia, dzień przez moimi urodzinami. W maju dowiedziałam się, że zostałam wstępnie wylosowana, ale dopiero w czerwcu dostałam oficjalną informację i potwierdzenie. We wrześniu odwiedziłam ambasadę i dopiero wtedy faktycznie w moim paszporcie znalazł się wpis, że mogę jechać do USA i podjąć tu legalnie pracę. 3. Co Cię najbardziej zaskoczyło w pierwszych tygodniach pobytu? I jak odnaleźć się w tak dużym mieście jakim jest Nowy Jork? Jak odnajdujesz się w takim dynamicznym tyglu kulturowym? Zadziwiająco, przyjechałam bez żadnych oczekiwań. Nie wiedziałam kompletnie czego spodziewać się po Nowym Jorku. Wcześniej spędziłam tylko 3 tygodnie w Kalifornii i wydawało mi się, że wszyscy w Stanach są “podekscytowani” byle czym. Trochę się tego obawiałam, gdyż sama najczęściej przedstawiam się jako “Grumpy Cat”. Nowy Jork jest jednak trochę inny. Tuż po przyjeździe, na lotnisku, obładowana walizkami podążałam za taksówkarzem. Zatrzymałam się na przejściu dla pieszych. Czerwone światło. Taksówkarz poszedł dalej, nie zauważając nawet, że mnie zgubił. Wrócił po mnie po chwili, pytając, co się stało. Kompletnie nie rozumiał, że można czekać na światło na przejściu dla pieszych. 🙂 Początkowo miałam do załatwienia bardzo dużo formalności – szukanie mieszkania, wyrobienie Social Security Number, ogarnięcie konta w banku. Wszystko to było dla mnie stresujące (choć być może niepotrzebnie) na tyle, że przez pierwsze dwa miesiące w ogóle nie czułam tego, że właśnie jestem w Ameryce i staję się jej mieszkańcem. Pierwszy przełom nastąpił w styczniu 2017. Padał śnieg, było mega zimno, a ja jadłam jakieś niedobre jedzenie, które zamówiłam na obiad. Rozejrzałam się po moim mieszkaniu, przyjrzałam się meblom, które całkiem niedawno sama składałam; pogadałam z moimi nowymi znajomymi… I jakoś tak ogarnął mnie taki dziwny spokój, nagle dotarło do mnie, że Nowy Jork jest moim nowym domem. 🙂 A co do wielokulturowości – dopiero tutaj, jak nigdy wcześniej, widzę i czuję, jak bardzo wszyscy jesteśmy do siebie podobni. Okazuje się, że moja koleżanka z Chin zmieniała miejsce zameldowania, żeby chodzić do lepszej szkoły – zupełnie tak jak moi znajomi, którzy “wmeldowywali się” do swoich dziadków, by dostać się do lepszej rejonowej szkoły! Mimo tego, że wszyscy jesteśmy z różnych krajów, środowisk, szkół, mamy inne doświadczenia – znajdujemy bardzo dużo wspólnych cech. I uważam, że to niesamowite. I piękne za razem 🙂 Praca. Warunki zatrudnienia. 4. Jak wyglądała Twoja rozmowa kwalifikacyjna? Czy pojawiły się pytania/zadania, których całkowicie nie spodziewałaś się? Bazując na Twoim doświadczeniu, na co zwrócić szczególną uwagę przygotowując się do rozmowy o pracę w USA? Moja pierwsza rozmowa kwalifikacyjna odbyła się przez Skype. Wydaje mi się, że miałam potem jeszcze jedną rozmowę, a następnie dostałam zaproszenie do Stanów na tzw. “onsite interview”. Pamiętam, że przyleciałam wtedy do San Francisco wieczorem, a następnego dnia rano spędziłam 6 godzin w biurze Dropboxa rozwiązując zadania na tablicy. Jetlag na szczęście mi nie przeszkodził 🙂 Po powrocie do Polski miałam jeszcze kilka rozmów z menadżerami – mogliśmy w ten sposób poznać się lepiej i określić, czy chcielibyśmy razem pracować. Co było również fajne, już po otrzymaniu oferty, dostałam kilka mejli od osób, które mnie rekrutowały, z gratulacjami i propozycją rozmowy w razie jakichkolwiek pytań. Z mojego doświadczenia (obecnie sama również przeprowadzam rozmowy rekrutacyjne z kandydatami) najważniejsze jest słuchać wskazówek. Wszyscy jesteśmy ludźmi, jesteśmy świadomi, że rozmowa rekrutacyjna może być dla kandydata stresująca – dlatego też staramy się pomóc podrzucając kolejne wskazówki. Jeśli ktoś popełnia błąd, ale jest w stanie go znaleźć lub wykorzystać dodatkowe informacje od rekrutera – to jest bardzo pozytywny sygnał. Najgorsze, co można zrobić, to zignorować wskazówki od rekrutera… 5. Dzień z życia programisty w Stanach Zjednoczonych wg. Agaty… Weźmy taką środę. Zwlekam się z łóżka świtkiem koło południa i idę na trening. Do pracy docieram około 13:00 (w inne dni tygodnia staram się jednak być wcześniej, około 12:00). Dzień zaczynam od lunchu. Jeśli jestem w biurze wcześniej, to wspólnie z moim zespołem zasiadamy przy stole i gadamy o głupotach. Środa jest dobrym dniem, gdyż wreszcie można faktycznie skupić się na pracy – mamy taką firmową zasadę, żeby nie planować spotkań tego dnia. Łapię więc swojego laptopa i kodzę przez jakieś 2 godziny siedząc na wygodnej kanapie. O 15:00 gramy w HQ. Nie ma zmiłuj, dzień w dzień o tej samej porze w kuchni spotyka się 15 osób i wspólnie próbujemy odpowiedzieć na pytania w quizie. Udało nam się już wygrać $86, więc naprawdę nie jest źle 😉 Pracuję przez kolejnych kilka godzin, aż do obiadu. Moim ulubionym zajęciem jest faktyczne pisanie kodu, przez większość czasu jednak zajmuję się też planowaniem swojego projektu, burzami mózgów, czy wsparciem dla wcześniej zaimplementowanych przeze mnie rzeczy. W środy kończymy wcześniej. O 19:00 zaczynamy grać w A godziny pracy? W Polsce, pełny etat to ustawowo 8 godzin dziennie, 40 godzin tygodniowo. Jak wygląda to w Stanach? Nikt tutaj nie sprawdza, ile czasu faktycznie spędzam w biurze. Może to być 8 godzin,może być 12, a mogą być 4. Pod tym kątem jesteśmy elastyczni, tak długo, jak realizujemy swoje cele. Niektórzy lubią również pracować z domu, ale to zdecydowanie nie jest mój styl pracy. 6. Urlopy. Do ilu dni urlopu wypoczynkowego rocznie uprawniony jest pracownik? I oczywiście, co w przypadku choroby? Można wówczas skorzystać ze znanego nam L4? W Stanach Zjednoczonych nie ma odgórnie określonej liczby dni wolnych. Tutejsze prawo pracy jest … specyficzne. Każdy pracodawca sam ustala liczbę przysługujących dni wolnych, czy co robić w wypadku choroby. W moim kontrakcie przysługuje mi… nielimitowana liczba dni wolnych. I niektórzy faktycznie to wykorzystują, wyjeżdżając na 5 tygodniowe wakacje 🙂 Jeśli chodzi o chorobę – nie muszę przedstawiać żadnego zaświadczenia lekarskiego. Po prostu informuję mój zespół, że jestem chora i nie będę danego dnia opiera się tutaj na wzajemnym zaufaniu i założeniu, że jednak jesteśmy rozsądni. Pracodawcy zależy na tym, żebyśmy my dobrze czuli się w biurze, a nam zależy na dostarczaniu dobrych wyników – win win!7. Jak pracodawcy kuszą pracowników do wybrania akurat TEGO miejsca pracy jako docelowe? Czy podejmują pod tym względem jakieś szczególne działania? Jednym z ważnych czynników jest, oczywiście, pensja, która musi być w pewien sposób konkurencyjna. Nie jest to, jednak, jedyny czynnik. W Stanach firmy programistyczne biją się między sobą na tzw. “perki” – oferują świetne ubezpieczenia zdrowotne dla pracownika i jego rodziny, zwracają koszty dojazdu do pracy, oferują karnety na siłownię lub zapewniają siłownię w biurze… No i oczywiście to legendarne jedzenie w pracy! W biurze w Nowym Jorku dużą wagę przykładamy też do promowania kultury pracy – jesteśmy stosunkowo niewielkim biurem, co sprawia, że pracuje się tu zupełnie inaczej niż w miejscu, gdzie na raz pracuje kilka tysięcy osób. Staramy się organizować przeróżne wydarzenia, w marcu obchodzimy Miesiąc Historii Kobiet, w lutym Miesiąc Historii Czarnych itd. Wszelkie tego typu działania sprawiają, że ludzie czują się tu komfortowo i budują koleżeńskie relacje ze współpracownikami. To na pewno jest także ważny czynnik, który przyciąga nowych pracowników. 8. Jakie znaczenie ma networking, budowanie sieci kontaktów w Stanach (również w formie online np. poprzez portal Linkedin)? Czy to pomaga w znalezieniu kolejnej oferty zatrudnienia? LinkedIn to bardzo dobre źródło ofert. Od kiedy mam tam profil, nie ma tygodnia, żebym nie otrzymała nowej oferty, czy nowych zaproszeń od rekruterów. Jest to też dobre miejsce do chwalenia się swoimi osiągnięciami – to na pewno nie zaszkodzi w późniejszym szukaniu pracy 🙂Życie w Stanach Zjednoczonych. Złote Jak mieszka się w Nowym Jorku, mieście Woodego Allena uwiecznionego w filmie Manhattan? Nie sposób też nie zapytać o standard i relację wynagrodzenia do kosztów życia (jedzenie, mieszkanie, transport)… Polubiłam Nowy Jork. Nawet to nieszczęsne i brudne metro (chociaż z tym akurat nie było łatwo – dosłownie musiałam się przesiąść z motocykla do komunikacji miejskiej…). Nie wchodząc w szczegóły (bo o kosztach życia tutaj można pisać i pisać), wydaje mi się, że zarabiając średnią pensję w Nowym Jorku, ma się znacznie wyższą zdolność kupna niż byłoby to w Polsce. Mówi się, że około 100 tysięcy dolarów rocznie spokojnie wystarczy, żeby utrzymać się w Nowym Jorku na całkiem niezłym poziomie. Mieszkania są najdroższym elementem tej układanki – jeśli ktoś chce mieszkać samodzielnie, musi liczyć się z wydatkiem minimum tysięcy dolarów miesięcznie. Warto też zwrócić uwagę na to, że w Nowym Jorku podatek jest bardzo wysoki. Składa się na niego podatek federalny, podatek stanowy i jeszcze dodatkowo podatek dla osób mieszkających w mieście. W sumie będzie to ponad 40% wynagrodzenia brutto! 10. David Sedaris powiedział kiedyś: “W innych częściach kraju, pary starają się pozostać razem dla dobra dzieci. W Nowym Jorku, starają się pozostać razem ze względu na mieszkanie.” – ponoć w Nowym Jorku bardzo trudno znaleźć mieszkanie. Jak to faktycznie wygląda i jakie są ceny wynajmu mieszkań? A może bardziej korzystny jest zakup mieszkania? Kiedy przyjechałam do Nowego Jorku, pracodawca zapewnił mi mieszkanie na pierwszy miesiąc mojego pobytu. Było to ogromne ułatwienie! Szukając swojego obecnego mieszkania, wysyłałam zapytania na liczne oferty, z reguły odpowiadali brokerzy. Wielu z nich szybko “rezygnowało ze współpracy” ze mną, kiedy tylko słyszeli, że chciałabym mieć w mieszkaniu pralkę. Nie byłam świadoma tego, że w Nowym Jorku mieszkanie z pralką to rzadkość! Mieszkania na Manhattanie są z reguły drogie, ciasne i bez żadnych widoków. Ludzie decydują się na Manhattan ze względu na miejsce, czy łatwość dojazdu. Jeśli chodzi o zakup mieszkania – niedawno mój znajomy z pracy przechodził przez ten proces. Nie jest to łatwe, ponieważ jest bardzo duża konkurencja wśród kupujących. Dodatkowo, rynek zdominowany jest przez firmy, które budują własne bloki, a następnie wynajmują w nich „Nowy Jork jest jedynym miastem na świecie, które należy do wszystkich. To nie jest Ameryka, tu jest wszystko. To miasto, którego 40 proc. populacji urodziło się za granicą. To miasto, w którym mówi się w każdym języku, w którym wyznawana jest każda religia, w którym mieszka każda rasa. Nie ma na ziemi miasta tak pełnego różnic, jak Nowy Jork” – zgadzasz się z tym? Jak to się przejawia na co dzień? Totalnie się z tym zgadzam. Pewnego dnia w metrze ze zdziwieniem zauważyłam, że jestem jedyną białą kobietą w wagonie. Pierwszy raz w życiu to ja poczułam się w mniejszości. Praktycznie każda nacja ma swoje miejsce w Nowym Jorku. Dla Polaków jest to Greenpoint, gdzie wpadam co jakiś czas, kiedy najdzie mnie ochota na pyszną kiełbasę i pączki 🙂 12. Biorąc pod uwagę system ubezpieczeń w USA, nasuwa mi się pytanie: czy myślisz o swojej finansowej przyszłości? Czy zbierasz oszczędności na emeryturę? Jak do tego podchodzą ludzie w Stanach? W Stanach nie ma jednego odgórnego systemu emerytalnego. Często składki emerytalne są kolejnym “perkiem” dostarczanym przez pracodawcę. Istnieje coś takiego jak 401(k) i z tego, co się orientuję, to tam większość ludzi trzyma swoje pieniądze. To taki system (prowadzony przez różne instytucje), na który co miesiąc wpłaca się konkretną składkę (a pracodawca często “dodaje coś od siebie”), a pieniądze są następnie inwestowane. Haczyk jest taki, że można je wypłacić dopiero po osiągnięciu konkretnego wieku (czyli np. 55 lat). Wcześniejsza wypłata jest możliwa, ale obarczona dodatkowymi kosztami. Wśród moich znajomych popularny jest też bitcoin. Wszyscy wokół kupują kolejne części bitcoinów i chyba w ten sposób myślą o swoim zabezpieczeniu finansowym na przyszłość 🙂13. A teraz zapytam nieco przekornie: czego nie ma w Stanach, a jest w Polsce i czego Ci brakuje? Planujesz kiedyś wrócić do Polski? Na ten moment nie umiem powiedzieć, kiedy wrócę do Polski. Ale raczej kiedyś to zrobię 🙂 Czego brakuje w Stanach? Niektórzy pewnie powiedzieliby, że “darmowej służby zdrowia” 😉 Mi często brakuje polskich filmów – “ograniczenia regionalne” skutecznie blokują wszelkie systemy VOD, a brak angielskich napisów do polskich produkcji sprawia, że trochę ciężko mi wprowadzić moich nowych znajomych do świata moich ulubionych polskich komedii 😉14. Co byś powiedziała osobom, które planują emigrować do Stanów Zjednoczonych? Jakieś złote rady? Chyba najważniejsze to to po prostu spróbować. Jestem pewna, że gdybym długo nad tym gdybała, to znalazłabym wiele powodów, dla których nie powinnam była jechać. Trzeba uwierzyć w siebie i swoje możliwości i jakoś to popłynie dalej 🙂 Zaintrygowało, zainspirowało? Nogi rwą się do podróży? Jeśli tak, to koniecznie zerknij do pozostałych artykułów z cyklu „Dookoła pracy” W tej serii ukazały się już: INDIE: O życiu i pracy w barwnych Indiach oczami RenatyNIEMCY: O życiu i pracy w urokliwej Bawarii oczami DorotyMALEZJA: Kraj nowych technologii, kiasu i aromatycznej kuchni, czyli życie i praca w Malezji okiem ZuzannyCZECHY: Kraj wojaka Szwejka, krecika i skalnych miast, czyli życie i praca w Czechach oczami AngelikiBAHRAJN: Perła Zatoki Perskiej, czyli o życiu i prowadzeniu własnej firmy w Bahrajnie oczami IzabeliANGLIA: Praca w kosmopolitycznym Londynie, czyli Anglia oczami ŁukaszaZJEDNOCZONE EMIRATY ARABSKIE: Praca w kraju wiecznego lata – Zjednoczone Emiraty Arabskie okiem Natalii

nowy jork w dwa tygodnie